maciekk
Administrator
Dołączył: 13 Sty 2007
Posty: 97
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Daleka
|
|
Raaany, ten tytuł wywołuje lekkie drgawki, prawda? Kojarzy się z jakimś wtorkowym cyklem pełnometrażowych amerykańskich szmirowatych filmideł telewizyjnych, w których są opowiadane właśnie takie "z życia wzięte" historie. Wiecie, matka zastępcza nie chce oddać dziecka dawcom jajeczka i plemnika, czy też babka wychodzi za mąż za księcia z bajki, który okazuje się być alkoholikiem, brutalem i hazardzistą do tego - tego typu tanie dramaty w tragicznej obsadzie. Coś dla gospodyń domowych. Ale fakt, że sam tytuł nie najlepiej się kojarzy nie oznacza zaraz, że gierka będzie się nadawała na przemiał co najwyżej, prawda? Nawet jeżeli są to te znienawidzone przez hardcore'owych graczy Simsy.
Trzeba przyznać, że dość długo zajęło Electronic Arts wpadnięcie na pomysł rozbudowania swojej absolutnie bestsellerowej serii "The Sims" wszerz. Do tej pory rozwijali ją wzdłuż, czyli przez kolejne dodatki do "The Sims" i "The Sims 2", bez zapuszczania się w jakieś boczne odnogi, co zresztą jest bardzo charakterystyczne dla tak wielkiego i konserwatywnego koncernu. Ale w końcu ktoś tam dał się przekonać i oto Simsy zaczynają żyć zupełnie innym życiem, w całkiem nowej produkcji, niezależnej zupełnie od tych dobrze już nam znanych.
Pomysł jest taki - Simsy z fabułą. Scenariuszem znaczy się. Jeżeli graliście w "The Singles" na przykład, to mniej więcej wiecie czego się spodziewać - choć pewnie tym razem pikantne szczególiki i damsko-męsko-damskie trójkąciki nie będą wchodziły w grę. Tak czy inaczej, tym razem będą się z naszymi hodowlanymi elektronicznymi ludzikami działy rzeczy nie przypadkowe, lecz zaplanowane przez twórców. Wiecie, romanse, dramaty, nagłe zwroty akcji i tak dalej. Brzmi całkiem ciekawie nawet, gdy się zastanowić, prawda?
W pierwszej części serii "The Sims Stories", w "Historiach z życia wziętych", naszą bohaterką będzie Renia, dziewczę przemiłe, które zaczyna życie od nowa. Właśnie wróciła do rodzinnego domu po dłuższej nieobecności (takiej bardzo dłuższej). Musi sobie wszystko poukładać, odnowić stare znajomości, nawiązać nowe, a może też przy okazji znaleźć sobie kogoś do kochania - ale nie pluszowego, misiowatego i z metką ze sklepu, tylko takiego prawdziwego, z krwi, kości i testosteronu. A może będzie kilku kandydatów i trzeba będzie sobie jakiegoś wybrać? Oj, już czuję te emocjonujące dylematy... rany jak ja je czuję, no po prostu spać nie będę mógł chyba.
Dobra, żartuję sobie trochę, ale faktycznie, może to być ciekawsza przygoda niż przeciętna sesja z pozbawionymi inicjatywy i własnej osobowości simami z klasycznej gry "The Sims 2". A jeżeli ktoś nie pragnie z całej siły zajmować się biedną i zagubioną Renią, to może najdzie go ochota na pokierowanie życiem Wincentego? Ten jest bowiem bohaterem drugiej "historyjki", oczywiście zupełnie innej. Wicuś, nieszczęśliwy, pracuje w dużej korporacji zajmującej się nowoczesnymi technologiami i nie ma szczęścia do kobiet. Dobry scenarzysta z Hollywood mógłby z tego zdania ulepić scenariusz do nowej "Bezsenności w Seattle" - i możliwe, że coś w ten deseń zaserwują nam właśnie spece z Maxis. Nie mam nic przeciwko, absolutnie nic - i tak nie będę w to grał. Ale założę się, że w promieniu kilometra ode mnie mieszka kilkanaście osób, które grały będą.
Nawet jeżeli mają laptopy - bo musicie wiedzieć, że cała seria "The Sims Stories" jest bardzo przyjazna dla komputerów przenośnych. Przyjaźń ta opiera się na kilku prostych opcjach, takich jak możliwość jednoczesnego grania i korzystania z komunikatorów internetowych i klientów pocztowych, czy też nagrywania sytuacji i wychodzenia z gry automatycznie po zamknięciu ekranu - ale i tak jest szumnie reklamowana, bo w Stanach jest prawdziwe zatrzęsienie laptopów i pewnikiem będzie ich jeszcze więcej.
The Sims Stories" też będzie więcej - już teraz planowane są następne dwie części, jedna sentymentalno-milusia o porzuconych pieskach i kotkach, druga zaś awaturniczo-tropikalna, o grupie osób zaludniających przypadkiem bezludną wyspę. W tym drugim wypadku na "Władcę Much", ani też nawet na "Niebiańską plażę" liczyć chyba nie możemy, ale może być dość interesująco z tym całym łupaniem kokosów i kąpielami w lagunie z rekinami. Najpierw jednak, już w lutym, zmierzymy się z ciężkimi przejściami Reni i Wicusia. Oby żyli długo i ciekawie.
Źródło: [link widoczny dla zalogowanych]
|
|